Google od lat dostarcza jedynie ogólnych wskazówek i najlepszych praktyk dotyczących swoich algorytmów rankingowych, pozostawiając wiele aspektów w sferze domysłów. Jednak nawet gigantowi takiemu jak Google zdarzają się wpadki, co pokazują najnowsze wydarzenia.
Wyciek wewnętrznej dokumentacji Google Search, który poruszył cały świat SEO, ujawnia wiele interesujących szczegółów na temat działania algorytmów rankingowych i podejścia do oceny stron. Rand Fishkin i Michael King przeprowadzili dogłębną analizę kodu, który pojawił się na GitHub, zanim został usunięty. Wspomniany artykuł to kawał dobrej roboty i potężna dawka wiedzy i ciekawych spostrzeżeń. Poniżej zebraliśmy najciekawsze informacje. Zapewne nie jest to rozwiązanie wszystkich zagadek i zawiłości związanych z algorytmami, ale warto się z tym zapoznać i wyciągnąć wnioski dla siebie i swoich projektów.
Chociaż John Mueller zaprzeczał istnieniu Sandboxa, nowe strony mogą być umieszczane w pewnego rodzaju poczekalni, a ich widoczność ograniczona w wynikach wyszukiwania. W dokumentacji może nie znajdziemy terminu Sandbox jako oficjalnej nazwy, ale jest w niej sugestia, że parametr „hostAge” może wpływać na sposób traktowania domen. W szczególności może to dotyczyć serwisów z branż podchodzących pod YMYL, gdzie w grę wchodzi bezpieczeństwo czy pieniądze.
Zachowanie użytkowników, takie jak kliknięcia w wyniki wyszukiwania, ma wpływ na rankingi. Google używa tych danych do oceny, czy dana treść jest pomocna, co jest istotne dla algorytmów HCU (Helpful Content Update). Choć Google zaprzeczało bezpośredniemu wykorzystaniu danych z kliknięć, dokumentacja ujawnia, że kliknięcia są analizowane i uwzględniane.
Dokumentacja pokazuje, że Google może używać danych z przeglądarki Chrome do oceny jakości stron. Dane takie jak liczba wyświetleń strony w Chrome mogą wpływać na sygnały real-time boost. To po raz kolejny wskazuje, że zachowania użytkownika i czynniki behawioralne mają bardzo duże znaczenie.
Linki nadal odgrywają ważną rolę w ocenie stron przez algorytmy Google. Metryki takie jak „sourceType” wskazują na wartość linków na podstawie ich lokalizacji w indeksie. Nowe linki mogą przynosić większe korzyści niż linki z treści, które są rzadziej aktualizowane. To wszystko składa się na to, aby linkować mądrze, w miarę naturalnie i przede wszystkim zgodnie z tematyką. Moim zdaniem ocena profilu linkowego przy tak dużej liczbie serwisów i danych do analizy jeszcze długo będzie dla Google ważnym czynnikiem wpływającym na kształt rankingu.
Google wielokrotnie zaprzeczało używaniu wskaźnika domain authority, jednak dokumenty wspominają o „siteAuthority”. Choć nie wiemy, jak dokładnie jest obliczany, jego istnienie potwierdza, że Google jednak ocenia ogólny autorytet stron.
Google przykłada sporą wagę do początkowych fragmentów treści na stronie, co dodatkowo podkreśla potrzebę umieszczania tam wartościowych i pomocnych informacji. Jest to zgodne z powszechnymi praktykami SEO, które wskazują na konieczność uwypuklania ważnych informacji na początku danego tekstu. Istotne są także informacje o autorach, co podkreśla znaczenie autorytetu przy tworzeniu treści. Google może także negatywne ocenić serwis przez problemy takie jak niedopasowane anchory czy treści, w których użytkownik nie znajduje szukanych informacji. Tak więc zgodność treści z intencją użytkownika w dalszym ciągu jest kluczowa.
Wycieki dokumentów Google ujawniają sporo informacji, które mogą pomóc w lepszym zrozumieniu, jak działa wyszukiwarka i jakie czynniki mają wpływ na rankingi. Przedstawiciele Google wielokrotnie zaprzeczali stosowaniu pewnych praktyk, jednak dokumentacja ujawnia, że rzeczywistość jest inna. Czy wyciek tego dokumentu spowoduje rewolucję w podejściu do działań SEO? Myślę, że nie, bo jednak sporo z tych kwestii jest spójnych z tym, co do tej pory wiedzieliśmy lub ma trochę inną formę. To, że Google wiele rzeczy nie mówi wprost i często samo sobie zaprzecza? No cóż, po latach spędzonych w branży SEO już mnie to nie dziwi ;) Na pewno dostaliśmy coś, czego wcześniej w tej formie nie doświadczyliśmy, ale zapewne jest to tylko wycinek informacji na temat działania algorytmu Google.
Co ten wyciek oznacza dla SEO? Powiedziałabym, że to, co zwykle, czyli konieczność ciągłego dostosowywania strategii, aby lepiej odpowiadać na rzeczywiste kryteria Google, a nie tylko na to, co firma publicznie deklaruje. Dalej będziemy się skupiać na kwestiach takich jak:
Tego rodzaju wycieki danych nie zdarzają się codziennie. Przyzwyczajeni do myśli o ponad 200 czynnikach wreszcie dostaliśmy dzisiaj coś, co powinno być dla nas inspiracją do dalszych działań i refleksji na temat działania Google.