Przyzwyczailiśmy się do bałaganu w mediach społecznościowych, fake newsów, cyberprzemocy i nadużyć. Choć nam szkodzą, nie umiemy ich powstrzymać. Z kolei ci z nas, którzy próbują wykroić sobie kawałek cyfrowego tortu i rozkręcić w sieci etyczny biznes, zderzają się z bezwzględnymi algorytmami gigantów big techu. By nas chronić, Parlament Europejski stworzył DSA, czyli akt o usługach cyfrowych. Czy jest jeszcze szansa, by internet stał się lepszym miejscem dla każdego?
Ponad 6 godzin – tyle czasu spędzamy w sieci (według raportu Digital 2024). Oznacza to, że większość wolnego czasu (odliczając sen, a w wielu przypadkach też pracę) Polacy spędzają w internecie. Wirtualna rzeczywistość stała się nie tylko przedłużeniem rzeczywistości, ale jej pełnoprawnym elementem. Nasze relacje rozlewają się między światami offline i online, tak samo jak praca, rozrywka, obowiązki. W XXI wieku ciężko zresztą mówić o tych dwóch światach, bo dzięki smartfonom, gadżetom rozszerzonej rzeczywistości i galopującemu rozwojowi AI istniejemy w świecie, w którym nie rozgraniczamy już tego, co w sieci i co „na żywo”.
Nasza rzeczywistość staje się coraz bardziej cyfrowa, ale do niedawna przepisy, który dotyczyły internetu, nie nadążały za zmianą stylu życia. Europejska dyrektywa o handlu elektronicznym w tym roku obchodzi 24 urodziny. Dwadzieścia cztery lata, w trakcie których przeżyliśmy przemianę web2 w web3 i narodziny web4. Zachłysnęliśmy się kryptowalutami i zaczęliśmy rozmawiać o zdecentralizowanych sieciach społecznościowych. Odkryliśmy, jak bardzo manipulacje w sieci mogą wpływać na wybory prezydenckie i jak łatwo odebrać komuś życie słowami przepełnionymi nienawiścią pisanymi na tablicy na Facebooku. W tym czasie odkryliśmy piękno wirtualnych miłości i strach przed oszustami, którzy wykorzystując deepfake’i okradają naszych bliskich.
Od wspomnianej dyrektywy młodsza jest większość platform, bez których nie wyobrażamy sobie życia. Młodszy jest LinkedIn (2002), Skype (2004), BlaBlaCar (2006), Airbnb (2008), Tinder (2012), TikTok (2017) i inni. Współczesny internet potrzebuje współczesnych regulacji – to główny powód, dla którego powstał akt o usługach cyfrowych, lepiej znany jako DSA (Digital Service Act). Akt prawny, który ma wpływać na big tech, ale też zmienić sposób, w jaki każdy z nas traktowany jest w internecie. Twórcy aktu stanęli przed nie lada wyzwaniem – jak stworzyć przepisy, które chronią wolność słowa w sieci, a jednocześnie bronią przed przemocą? Jak kontrolować gigantów, takich jak Facebook czy X, by zaczęli brać odpowiedzialność za rozprzestrzenianie dezinformacji na ich platformach? Jak pozwolić sklepom, by korzystały z dobrodziejstw targetowania reklam nie naruszając praw konsumentów? I jak chronić dzieci w świecie, w którym tak łatwo manipuluje się opiniami dorosłych? Czy to w ogóle ma prawo się udać, gdy wśród internautów są i tacy, którzy marzą, by do świata cyfrowego polityka po prostu się nie wtrącała? Parlament Europejski zdecydował się podjąć tę próbę, a otwarte w ciągu roku śledztwa w sprawie Facebooka, X, Aliexpress i wielu innych dowodzą, że temat traktuje się poważnie.
Wróćmy jednak na chwilę do podstaw. Digital Service Act został ogłoszony w październiku 2022 roku. Na oficjalnej stronie Komisji Europejskiej poświęconej DSA czytamy o pięciu głównych filarach: ochronie przed towarami niebezpiecznymi i nielegalnymi treściami, walce z cyberprzestępczością, ograniczaniu reklam ukierunkowanych, uzasadnianiu i kwestionowaniu decyzji dotyczących moderacji treści, przedstawieniu warunków użytkowania portalu w prosty i przejrzysty sposób. Przyjrzyjmy się każdemu z nich.
Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się kupić produkt w sieci, co do którego legalności miałeś wątpliwości? Podróbki są przekleństwem naszych czasów, zwłaszcza że coraz częściej w mediach społecznościowych influencerki wzajemnie przestrzegają się przed popularnym oszustwem. Polega ono na zakupie towaru luksusowego, a potem jego zwrocie… tyle że z podróbką w kartonie.
Nielegalne treści to też mowa nienawiści, hejt, wyzwiska. Niezależnie, czy mowa o kupionych butach czy poście pełnym gróźb – DSA nakłada na platformy obowiązek stworzenia przejrzystego systemu zgłaszania takich treści, a także przetwarzania alertów w deklarowanym terminie.
Według strony rządowej od 7% do 11% uczniów w Polsce doświadczyło cyberbullyingu. Z kolei badania przeprowadzone przez Amnesty International dowodzą, że przemoc cyfrowa krzywdzi równie mocno, co ta „offline”. Akt o usługach cyfrowych wprowadza silniejszą ochronę przeciwko cyberprzemocy i nękaniu, a także wymaga wprowadzenia łatwego systemu zgłaszania przemocy i usuwania jej efektów z sieci.
Reklamy ukierunkowane to zmora naszych czasów. Rozmawiając z przyjaciółką o butach, dzień później znajduję ich reklamy na telefonie. Przeglądając różne produkty w sieci, później przez cały miesiąc jestem atakowana ich reklamami, tak jakby internet chciał zadbać o to, bym się w końcu skusiła. Zajrzałam na stronę sklepu AGD ciekawa, ile teraz kosztują pralki? Już dzień później dostaję SMS-a z promocjami.
Targetowanie reklam jest denerwującą manipulacją, z której jednak czasem potrafimy czerpać korzyść. Gorzej jednak, gdy dotyka naszych dzieci, które są bardziej podatne od dorosłych na manipulację.
Digital Service Act wymaga wprowadzania przejrzystości reklam, także w mediach społecznościowych. Każda reklama powinna być należycie oznaczona, natomiast reklamy kierowane do dzieci nie mogą być targetowane na podstawie ich danych osobistych. Dzięki DSA możemy też mieć pewność, że nie pojawią się nam w przeglądarce reklamy związane z danymi wrażliwymi, seksualnością, rasą czy wiarą.
Dzięki aktowi o usługach cyfrowych każdy z nas będzie miał prawo odwołać się od decyzji platformy o usunięciu naszej treści. Obowiązkiem platformy będzie nie tylko wyjaśnienie, dlaczego zdecydowała się usunąć nasz post czy zdjęcie, ale też, jeśli usunięcie nastąpiło błędnie, to jego przywrócenie.
Czytanie regulaminów doprowadza Cię do białej gorączki? Dzięki DSA bardzo duże platformy internetowe będą miały obowiązek dostarczyć streszczenie warunków użytkowania portalu w języku użytkownika.
Akt o usługach cyfrowych wpływa też na inne aspekty naszego życia. Powyżej opisałam tylko kilka, moim zdaniem najciekawszych i mających największy wpływ na życie „zwykłych userów”. Pełną treść aktu znajdziesz na tej stronie.
By zrozumieć, jak akt o usługach cyfrowych (Digital Service Act, DSA) wpływa na nasze życie, chroni nas, ale też stawia przed nami nowe obowiązki, musimy najpierw pojąć, czym właściwie są owe usługi cyfrowe. Jak czytamy na oficjalnej stronie Komisji Europejskiej: „Usługi cyfrowe obejmują dużą kategorię usług online, od prostych stron internetowych po usługi infrastruktury internetowej i platformy internetowe”. Dalej następuje doprecyzowanie, że „przepisy określone w akcie o usługach cyfrowych dotyczą przede wszystkim pośredników i platform internetowych”. Wśród przykładów pojawiają się internetowe platformy handlowe, sieci społecznościowe, platformy udostępniania treści, sklepy z aplikacjami oraz internetowe platformy podróży i zakwaterowania.
Wykres zaczerpnięty z oficjalnej strony poświęconej DSA doprecyzowuje, kogo DSA dotyczy. I tak, oprócz właścicieli platform, o których mówi się w mediach najwięcej, o DSA muszą pamiętać też hostingodawcy, dostawcy internetu, rejestratorzy nazw domen i wiele więcej.
Przekładając nazwy na liczby – według informacji przekazanych przez Komisję Europejską, liczbę platform internetowych szacuje się na około 10 tysięcy. Wśród nich 42% to micro platformy, 13% to platformy małe, 37% to średnie, a zaledwie 8% to duże platformy. Na każde z tych miejsc DSA ma wpływ.
Oznacza to, że jeśli jesteś posiadaczem strony www umożliwiającej udostępnianie treści (choćby w postaci komentarzy na blogu!) czy sklepu internetowego, jeśli oferujesz wykonywanie stron www na Twoim własnym hostingu… część przepisów z aktu o usługach cyfrowych też będzie Cię dotyczyć. Jednocześnie, choć nikt nie będzie zwolniony z obowiązków wobec DSA, to mikro- i mali przedsiębiorcy będą traktowaniu proporcjonalnie do ich wyników i udziału w rynku. Po to, by chronić użytkowników, ale też by wesprzeć małych przedsiębiorców. W jaki sposób?
Najbardziej szczegółowy wykres znajdujemy w dokumencie przygotowanym przez EBU (Europejską Unię Nadawców). Na stronie 6 tego dokumentu (podobny wykres miałam przyjemność oglądać na wewnętrznym spotkaniu w Brukseli w trakcie zjazdu ambasadorów DigitalEU) znajdziesz szczegółową tabelę, wyjaśniającą jaka odpowiedzialność leży na przedstawicielach poszczególnych grup. Omówienie wszystkich przykładów wymagałoby stworzenia osobnego e-booka, dlatego zachęcam do samodzielnej analizy tabeli.
Jak jednak łatwo zauważyć, obowiązek przejrzystego raportowania dotyczy wszystkich grup, ale już na przykład obowiązek zapewnienia dostępności dla osób z niepełnosprawnościami lub zakaz stosowania dark-patterns dotyczy tylko platform online i bardzo dużych platform online. I zdecydowanie najwięcej obowiązków dotyczy właśnie tej ostatniej grupy, czyli bardzo dużych platform online – tak zwanych VLOPS (Very Large Online Platforms).
Terminem VLOPS określa się bardzo duże platformy internetowe. Obok VLOPS, w dokumencie czytamy jeszcze o VLOSE, czyli o bardzo dużych wyszukiwarkach internetowych, które podlegają tym samym prawom. Jak akt DSA definiuje „bardzo duże”? Dość precyzyjnie – wystarczy 45 milionów użytkowników miesięcznie, by zaliczyć się do grupy poddawanej bardziej szczegółowym wytycznym. I, nota bene, w tym tkwi największa siła Digital Service Act, bo choć kibicuję każdemu przedsiębiorcy, osiągnięcie takiego wyniku dotyczy naprawdę tylko największych platform. Dokładnie tych platform, które wpływają, często negatywnie, na nasze życie.
Do VLOPSów zaliczają się między innymi Facebook, Instagram, TikTok, Snapchat, Booking.com, Shein, Zalando, Wikipedia i wiele więcej. Każda z tych platform od momentu nadania im przez Komisję Europejską takiego statusu, ma cztery miesiące by dostosować się do zapisów z DSA. Co im grozi, za brak dostosowania? Między innymi ogromne kary pieniężne, a w skrajnych przypadkach zakaz prowadzenia działalności na rynku UE.
Pierwsze, historyczne rozpoczęcie postępowania w celu sprawdzenia, czy platforma nie narusza Digital Service Act, miało miejsce 18 grudnia 2023 roku i dotyczyło platformy X (dawniej znanej jako Twitter). Wśród zarzutów, które padły, pojawiały się między innymi niejasne kwestie dotyczące moderacji treści i przejrzystości reklam, a także stosowanie dark-patters.
Na kolejne postępowania nie musieliśmy długo czekać – 19 lutego bieżącego roku Komisja Europejska rozpoczęła postępowanie w sprawie TikToka, 14 marca rozpoczęto walkę z Aliexpress, 22 kwietnia na tapetę trafił TikTok Lite (między innymi za potencjalnie uzależniający algorytm kierowany do… dzieci), cztery dni później rozpoczęto postępowanie przeciwko Shein, a po kolejnych czterech dniach – przeciw Facebookowi i Instagramowi. Postępowania trwają i na efekty śledztw możemy ciągle czekać, ale faktem jest, że omawiane bardzo duże platformy internetowe, chroniąc się przed karami, już teraz włożyły dużo wysiłku w dostosowanie się do wymogów DSA.
Kto w ostatnich miesiącach chciał zgłosić nielegalną treść na X, Apple, Pinterest, Facebook, Instagram i TikToku pewnie zauważył, że procedura stała się łatwiejsza, niż jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Usprawnienie zgłaszania nielegalnych treści to właśnie jedna z zasług DSA.
Kolejna duża zmiana, którą zawdzięczamy aktowi o usługach cyfrowych, to bardziej przejrzyste informowanie o moderacji na Facebooku i Instagramie. Efekty te mogliśmy dostrzec, jeśli doświadczyliśmy w ostatnim czasie zablokowania jakiejś treści – kiedyś odzyskanie dostępu do wpisu czy postu wymagało cierpliwości i szczęścia. Dziś z łatwością możemy się odwołać od decyzji i żądać jej uzasadnienia – doświadczyłam tego na własnej skórze, gdy po czyimś zgłoszeniu mojego wpisu, w ciągu zaledwie kilku godzin go odzyskałam.
Digital Service Act sprawił też, że nasze dzieci na YouTube i TikTok są bezpieczniejsze – konta osób poniżej 16 roku życia są automatycznie ustawione jako prywatne. Bezpieczeństwo dzieci dotyczy też targetowanych reklam, a właściwie całkowitego zakazu targetowania reklam dla osób poniżej 18 roku życia na takich platformach jak Snapchat, Instagram, Facebook, Google i YouTube.
Kto za to wszystko odpowiada? Oczywiście na skalę europejską – Komisja Europejska. Jednak nadzorowanie tak dużego aktu wymaga też zaangażowania lokalnych koordynatorów, którzy pomogą KE w nadzorowaniu, egzekwowaniu i monitorowaniu. Koordynatorzy z poszczególnych krajów powinni ze sobą współpracować, a na szczeblu krajowym mają możliwość powierzania poszczególnych zadań właściwym organom. To także oni, gdy dostawca usługi cyfrowej narusza zasady, mają uprawnienia żądania dostępu do danych, kontroli czy nakładanie grzywien. Koordynatorzy nie wpływają natomiast na działania dotyczące bardzo dużych platform internetowych – obowiązki związane z VLOPS należą wyłącznie do Komisji Europejskiej.
Każdy z krajów należących do Unii Europejskiej ma obowiązek wyznaczyć swojego koordynatora do spraw usług cyfrowych. Listę koordynatorów poszczególnych państw znajdziesz na tej stronie Komisji Europejskiej. Niestety, jak widać, Polska ciągle nie wyznaczyła swojego koordynatora, co ma negatywny wpływ na egzekwowanie zapisów aktu w naszym kraju.
Akt o usługach cyfrowych to ważny i potrzebny dokument, który wpływa na naszą codzienność. To właśnie dzięki niemu od kilku miesięcy możemy obserwować zmiany, które zachodzą w mediach społecznościowych, ale też w dużych sklepach internetowych i w wyszukiwarkach. Choć, jak każdy akt prawny, ma on swoje niedoskonałości, a wprowadzenie go na tak potężnym obszarze jakim jest Unia Europejska wymagało pójścia na kompromisy, możemy śmiało powiedzieć, że jest to dokument, który stawia big tech pod ścianą i mówi: albo zadbacie o bezpieczeństwo swoich użytkowników, albo nie ma u nas dla was miejsca. Gorzej z egzekwowaniem DSA na szczeblu krajowym – skoro ciągle nie mamy wyznaczonego koordynatora ds. usług cyfrowych, brakuje nam możliwości składania do niego skarg. A to one mogłyby być jednym z kół napędowych przemiany internetu na miejsce bezpieczniejsze i, po prostu, lepsze do życia.