Inna perspektywa

Czy technologia wyklucza osoby z niepełnosprawnościami?

19 sierpnia 2024 (aktualizacja: 19 sierpnia 2024)

Kochamy technologie za sposób, w jaki ułatwiają nam życie. Wybieramy kasy samoobsługowe, by nie stać w długich kolejkach i logujemy się do banku z aplikacji, by na bieżąco zarządzać swoimi finansami. Jednak istnieje grupa osób, dla których nowoczesne technologie nie stanowią obietnicy łatwiejszego życia, a bieg z przeszkodami, w którym płotki co chwilę zmieniają swoje miejsce. Mowa o osobach z niepełnosprawnościami.

Choroba genetyczna posadziła mnie na wózku elektrycznym. Gdy wiele lat temu wybierałam studia, w rozwoju technologii widziałam obietnicę lepszego życia. Aplikacje umożliwiające szybsze i łatwiejsze robienie zakupów i załatwianie spraw urzędowych. Maszyny, dzięki którym sama zrobię zakupy i nie będę musiała nieustannie tłumaczyć, że do czegoś nie sięgam. Samochody autonomiczne, roboty… Poszłam na informatykę, bo to był mądry wybór. Ale też dlatego, że świat przyszłości wydawał mi się rajem, w którym wiele spraw, z którymi sobie nie radzę, stanie się dla mnie osiągalnych dzięki zdobyczom technologii. Bardziej się pomylić nie mogłam.

Kim jest osoba niesamoobsługowa?

W żargonie osób z niepełnosprawnościami istnieje takie pojęcie, jak osoba niesamoobsługowa. Określa ono tych z nas, którzy na co dzień potrzebują pomocy innych osób – czy to w czynnościach higienicznych, wyjściu z domu czy zrobieniu zakupów. Dzięki technologiom wielu z nas staje się bardziej sprawnymi, balansując na granicy samoobsługi i potrzeby pomocy. Jednym z takich przykładów diametralnie zmieniających życie osoby z niepełnosprawnością ruchową może być toaletowa deska myjąca (tak zwana „deska typu bidet”) albo nawet odkurzacz sterowany z pilota, dający większe poczucie kontroli nad otoczeniem. Tak, jak technologie ułatwiają życie, tak jednocześnie wiele z nich wzmacnia niesamodzielność osób z niepełnosprawnościami. Najprostszy przykład to wszystkie technologiczne nowinki z dopiskiem, który w opisywanym kontekście pasuje jak pięść do nosa – rzeczy samoobsługowe.

Kasa samoobsługowa to chyba najbardziej popularny przykład, udowadniający, że osoba z niepełnosprawnością ruchową jest traktowana jak klient drugiej kategorii. Nie myśli się o nas przy ich projektowaniu i mówię to z pełną odpowiedzialnością, ponieważ nie uczestniczyłam w konsultacjach samoobsługowych rozwiązań sklepowych. A, jednocześnie, w licznych dyskusjach z innymi osobami na wózkach, bez mrugnięcia okiem wymieniamy jedno, pozornie łatwe udogodnienie, sprawiające, że kasy samoobsługowe staną się bardziej dostępne. Co stanowi problem i jak z łatwością można by go zniwelować?

Jaka jest idealna wysokość kasy samoobsługowej?

Wysokość kasy samoobsługowej. A konkretniej – wysokość ekranu. Choć często kasy samoobsługowe mają kosz i wagę na wysokości, do której przeciętnej budowy osoba siedząca da radę sięgnąć, ekran pozostaje poza zasięgiem dłoni. Rozwiązanie? Najprostsze – obniżenie całej kasy albo chociaż ekranu. Niektóre sklepy próbują to robić – o ile jeszcze nie widziałam obniżonej kasy samoobsługowej, o tyle trafiłam kiedyś na odrobinę niższą wagę do warzyw. Niestety – choć sama waga była dość nisko, to ekran nadal pozostawał poza zasięgiem rąk.

Projektując cokolwiek, do czego ma sięgnąć osoba na wózku (kasę, ekran, przycisk w windzie) warto wziąć pod uwagę, że spora część z tej grupy nie unosi ramion. Należę do tego grona. Choć potrafię sama zdjąć towar z półek i go skasować, ponieważ mam silne przedramiona, to uniesienie ramion stanowi już prawdziwe wyzwanie. Niestety, ciągle wiele rzeczy projektuje się tak, jakbyśmy na świecie mieli albo wyłącznie osoby na wózkach aktywnych, które mają niesprawne nogi, ale bardzo silną górną część ciała albo w pełni niesamodzielne, leżące, wymagające opieki 24 godziny na dobę.

Rozumiem, że mogą pojawić się głosy dotyczące wygody osób stojących, ale przygotowanie chociaż jednej dostępnej kasy samoobsługowej byłoby ogromnym krokiem ku dostępności. Krokiem, którego nikt nie chce wykonać.

Sklepy samoobsługowe tylko dla osób sprawnych?

Gdy o rzeczach samoobsługowych mowa, nie mogę pominąć tematu, który lata temu rozgrzał mnie do czerwoności. I nie był to bynajmniej kolor ekscytacji, a czystej, nieokiełznanej złości. Mówię tutaj o sklepach samoobsługowych, w których tworzeniu w Polsce przoduje firma z sympatycznym płazem w logo.
Pozornie sklep samoobsługowy to rozwiązanie idealne dla osób z niepełnosprawnością. Produkty ściąga się z półki (o ile się do nich sięgnie), więc nie trzeba walczyć z ich kasowaniem. Można całkowicie uniknąć kontaktu z obsługą, co jest zaletą dla osób mających trudność z wchodzeniem w interakcje (na przykład z powodu niepełnosprawności narządu słuchu). Nikt też nie przewiduje, by sklepy samoobsługowe wykorzystywać do większych zakupów, więc odchodzi problem związany z pchaniem koszyka i przepakowywaniem do torby – produkt można wrzucić od razu do torebki.

Brzmi idealnie? Tak. Więc w czym tkwi problem? W drzwiach.

W dzisiejszych czasach automatyka drzwiowa jest swoistym „must have” sklepów, galerii handlowych, biurowców. Przywykliśmy, że drzwi stoją przed nami otworem. Tymczasem w sklepach samoobsługowych ten jeden drobny detal nie jest brany przez projektantów pod uwagę. Skoro trzeba zeskanować aplikację, by wejść, dlaczego zaoszczędzono na automatyce drzwiowej? Nie wiem.

Wiem natomiast, że kilka lat temu miałam okazję konsultować sklep samoobsługowy innej marki, który miał swoją wersję testową w Poznaniu. W trakcie długich, szczegółowych konsultacji sprawdzaliśmy różne rzeczy: od wejścia do sklepu, przez użycie kas (tam jeszcze zastosowano, niestety, znane z innych sklepów, wysokie kasy samoobsługowe), po sięganie produktów z półek. I choć byłam w stanie praktycznie samodzielnie zrobić tam zakupy, to bez asystenta zostawałam w środku na zawsze.

Te testy i rozmowy nauczyły mnie jeszcze jednego: jak czasem łatwo jest wprowadzić rozwiązanie, które zmienia życie osoby z niepełnosprawnością o 180 stopni. W trakcie konsultacji wyjaśniałam, jak duży problem stanowi otwieranie w sklepach lodówki przez osobę mającą słabsze dłonie. Doszliśmy do wniosku, że wystarczy materiałowa pętla przy klamce. Uchwyt, coś jak „sznurek” (mi przywodził na myśl „smycz”), za który osoba może w dowolny sposób pociągnąć – dłonią, ramieniem, a nawet wózkiem. Rozwiązanie to zastosowaliśmy w sklepie testowym i chyba po raz pierwszy w życiu w sklepie samodzielnie otworzyłam lodówkę. Potrafisz sobie wyobrazić, że taki element codziennego życia staje się dla Ciebie wspomnieniem, które pielęgnujesz? Ja nie muszę sobie tego wyobrażać. I tylko żałuję, że choć rozwiązanie się sprawdziło, to pozostało wspomnieniem – nigdzie jeszcze go nie widziałam na żywo.

Poznań kocha automaty (jest to miłość nieodwzajemniona)

Pamiętasz akcję „Niska paczka”? To kampania, którą rozkręciły osoby z niepełnosprawnościami, na czele z mierzącą 133 centymetry Panią Miniaturową i Agnieszką znaną z bloga bezbarierowi.pl. Akcja doczekała się swojego hashtaga i obiegła media. Chodziło o jedną, pozornie łatwą rzecz: możliwość wybrania w paczkomacie, by paczka została dostarczona do nisko ulokowanej skrytki. I w drugą stronę: by nadając można było wybrać skrytkę na odpowiedniej wysokości.

Minęło wiele miesięcy, nim InPost zdecydował się wprowadzić usługę pozwalającą wybrać niższą skrytkę przy odbiorze paczki. I choć to rozwiązanie ułatwia życie osobom niskorosłym, wciąż nie jest doskonałe. Jako osoba głównie wysyłająca (a nie odbierająca) nie mam możliwości wybrania niskiej skrytki. Ponadto paczkomaty znajdują się w tak przedziwnych miejscach (jak choćby na wysokim chodniku bez żadnego podjazdu), że dotarcie do nich na wózku często stanowi problem. Jednak ten akapit nie miał być o paczkomatach – do automatów paczkowych chyba wszyscy już się przyzwyczailiśmy i mimo ciągłego problemu z dostępnością, nie wyobrażam sobie powrotu do tradycyjnego nadawania paczek. Problem dostępności jest jednak szerszy – InPost pokazał nam, że automaty są fajne. A my bezmyślnie się w nich zakochaliśmy.

Grafika reklamowa usługi InPost Stefa Ułatwionego Dostępu

Żródło: https://inpost.pl/aktualnosci-paczkomatr-inpost-strefa-ulatwionego-dostepu-dla-osob-niewysokich

W Poznaniu mamy dwa automaty, które wywołały głośny protest osób z niepełnosprawnościami. Mowa o automacie bibliotecznym (pozwalającym odbierać książki z biblioteki) i Urzędomacie, czyli automacie umożliwiającym odbiór dowodu rejestracyjnego bez wizyty w urzędzie, a zatem niezależnie od pory dnia i tygodnia. Niestety, choć o braku dostępności w paczkomatach przesyłkowych mówi się od dawna, to twórcy tych dwóch rozwiązań postanowili zrobić krok w tył… i w ogóle nie uwzględnić osób z niepełnosprawnościami.

Jednak te dwa automaty to tylko kropla w morzu potrzeb. Przywykłam (choć koszmarne to uczucie) do tego, że z zasady jakiekolwiek automaty w urzędach są niedostępne dla osób z niepełnosprawnościami. By pobrać bilet – w urzędzie, ale też w banku czy szpitalu – muszę prosić kogoś z kolejki o wciśnięcie zbyt wysoko umieszczonych przycisków. O alfabecie Braille’a bądź innej dostępności dla osób z niepełnosprawnością wzrokową nawet nie mam odwagi marzyć.

Aplikacje bankowe – dostępne dla osób z niepełnosprawnością, czy nie?

Odmieniliśmy „wysokość” i „dostępność” już przez wszystkie przypadki. Chciałabym, by ograniczony zasięg rąk i ich słabość były jedynym problemem, który technologia sprawia osobom z niepełnosprawnościami. Tymczasem kolejne prawdziwe pole minowe czeka projektantów… aplikacji. I choć ciężko wrzucić wszystkie z nich do jednego worka, to od znajomego z bardzo ograniczoną sprawnością ciała, dowiedziałam się, że wiele aplikacji bankowych – pozornie dostępnych – nie działa na… emulatorach.

Zaraz, ale czym jest emulator? Emulator to program komputerowy, który uruchomiony na jednym systemie operacyjnym pozwala emulować (imitować, odtwarzać) właściwości innego systemu. Na przykład emulator Androida na system Windows pozwala korzystać z aplikacji ze smartfona bezpośrednio na ekranie komputera.

Jak tłumaczył mi mój znajomy, Tomek Wojciechowski, w kontekście aplikacji bankowych:

– Po otwarciu dowolnej aplikacji bankowej, na komputerze zamiast obrazu z telefonu, wyświetla się czarny ekran. Oczywiście jest to zabezpieczenie przed zdalnym dostępem do telefonu osoby niepowołanej. Tym niemniej, ostateczny efekt jest taki, że nie można obsługiwać aplikacji bankowej, podobnie jak choćby mObywatel, na telefonie przez komputer. A bez telefonu nie działa np. Blik, więc dużo trudniej robić zakupy w Internecie. Trzeba płacić przelewem przez stronę www albo podawać dane karty płatniczej.

Dlaczego to jest ważne? Przy pewnym stopniu niepełnosprawności (i zrozumienia komputerów) osoby z niepełnosprawnością ruchową zamiast męczyć się z korzystaniem ze smartfona, którego nie są w stanie utrzymać w rękach, uruchamiają go na swoim komputerze. Tak włączony „smartfon” można obsłużyć za pomocą dowolnych narzędzi wspierających dostępność, na przykład obsługiwać go za pomocą ruchów gałek ocznych albo predefiniowanych ustawień pod konkretnymi przyciskami.

Czemu nie wszystkie aplikacje bankowe działają na emulatorach? Mogę tylko zgadywać. Podejrzewam, że pierwszy, najważniejszy argument, to brak wiedzy o tym, jak użytkownicy o ograniczonej sprawności korzystają ze smartfona. Tylko tyle i aż tyle. Drugi, sądzę, że równie ważny aspekt, to kwestie dotyczące bezpieczeństwa projektowania aplikacji. W końcu chcemy, by aplikacje bankowe były jak najbezpieczniejsze… Z drugiej jednak strony na tym samym emulatorze nadal można uruchomić stronę www banku i za jej pomocą się zalogować.

Od znajomych dowiedziałam się, że obsługa aplikacji bankowych wiąże się z jeszcze jedną trudnością. Chodzi o autoryzowanie transakcji, na przykład za pomocą odcisku palca albo kodów SMS. Czasy, które użytkownik utrzymuje na wykonanie operacji, okazują się zbyt krótkie, by osoba korzystająca z narzędzi dostępnościowych (choćby wspomnianego eyetrackingu) zdążyła autoryzować operację.

Najważniejsza zasada dostępności: to element projektu, nie dodatek!

Wiele z tych rzeczy brzmi prosto i z technicznego punktu widzenia taka właśnie jest. Niestety, jeśli projektant od początku nie myśli o dostępności, to jej późniejsze wprowadzenie będzie wymagało już większego nakładu pracy i pieniędzy. Najprostszy przykład to wszechobecne platformy jeżdżące po schodach ułatwiające wejście do budynku osobie z niepełnosprawnością. Platformy, które są chyba najbardziej znienawidzoną formą dostępności. Ich użycie często wymaga kluczyka, poruszają się powoli, mieszczą tylko jeden wózek i bywają awaryjne. Nigdy nie zapomnę, jak w jednym z poznańskich teatrów cała grupa osób na wózkach musiała skorzystać z takiej platformy. Jeden po drugim, po kilka minut na osobę, przez godzinę wchodziliśmy do sali na wydarzenie.

Potrafię jednak zrozumieć, że nie każde budownictwo (szczególnie zabytkowe) umożliwia zainstalowanie windy. Co więcej, winda często jest po prostu droższym rozwiązaniem. Zbyt często jednak widzę budynki, w których otoczeniu bez problemu zmieściłby się komfortowy podjazd, ale dostępność potraktowano jako coś, co można „dołożyć” na koniec. Tak jest na przykład przy poznańskiej Concordi. Tak też trafiłam raz na wynajmowany apartament w Międzywodziu, gdzie właściciel nie miał pojęcia, gdzie szukać kluczyka do platformy i musiałam wchodzić do mieszkania garażem. A gdy klucz po jednym dniu się znalazł i postanowiłam skorzystać z głównego wejścia, w połowie schodów platforma się zatrzymała, wyłączając korki w całym budynku. Znalezienie przyczyny trwało dobre kilkadziesiąt minut, minut, które spędziłam w ulewnym deszczu dwa stopnie od celu.

Niepełnosprawność to nie tylko wózek inwalidzki

Przy okazji zauważmy, że pisząc o dostępności kas samoobsługowych, sklepów itd. wspominam głównie o dostępności dla osób z niepełnosprawnością ruchową, ponieważ jest mi najbliższa i najłatwiej mi mówić na podstawie doświadczeń własnych oraz moich znajomych. Jako zadanie domowe zachęcam, byś przeprowadził eksperyment myślowy i zaproponował rozwiązania dla osób z innymi rodzajami niepełnosprawności.

Czy istnieje pełna dostępność dla osób z niepełnosprawnościami?

Mówiąc o dostępności musimy zadać jedno pytanie: czy w ogóle możliwe jest takie zaprojektowanie, by dana rzecz (aplikacja, urządzenie) była w pełni dostępna dla wszystkich osób z najróżniejszymi niepełnosprawnościami? Odpowiedź jest prosta: nie. Mimo to warto się starać.

Osobiście nie lubię modnego ostatnio hasła, że każdy z nas w jakiś sposób jest niepełnosprawny. Używane jest często przez działaczy społecznych, by podkreślić, że wszyscy jesteśmy równi i każdy człowiek ma jakieś swoje ograniczenia. W moim odczuciu jednak to zdanie odbiera nam, osobom z niepełnosprawnościami, widoczność. Nasze ograniczenia, które jednak są większe i wymagają systemowych rozwiązań, zostają „rozmydlone”. Natomiast prawdą jest, że każdy z nas kiedyś może stać się osobą z niepełnosprawnością. Choć nie lubimy myśleć o wypadkach, chorobach i starości, to los bywa okrutny. Dlatego tworząc dostępny świat tworzymy go dla siebie, ale też dla przyszłych pokoleń.

Niestety, niepełnosprawności są bardzo różne – osoba z moją chorobą, rdzeniowym zanikiem mięśni, może być zarówno osobą chodzącą, jak i leżącą i nie poruszającą żadnym mięśniem. Dlatego stworzenie udogodnień, które będą idealne dla każdego jest niemożliwe. Jednocześnie tworząc rzeczy dostępne, powinniśmy skupiać się na jak najszerszej grupie osób. Jedna z zasad, które ułatwiają projektowanie, mówi o tym, by projektować pod najcięższy przypadek, jaki jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Wtedy każda osoba sprawniejsza sobie poradzi.

Czy nowe technologie wykluczają osoby z niepełnosprawnościami?

Rozwój technologii trwa. Żyjemy w świecie zmiany – ciągle jesteśmy świadkami nowych rozwiązań, aplikacji, ułatwień. Nie dostrzegamy ich, tak bardzo przywykliśmy do tego, że świat idzie do przodu, korzystamy więc z nich odruchowo, bezmyślnie i radośnie. Bezmyślnie, bo wciąż trwa dyskusja o tym, jak technologie zabierają pracę ludziom. Radośnie, bo wiele z nich naprawdę ułatwia życie. Widzę to, także jako osoba na wózku. To w końcu dzięki temu nieustannemu rozwojowi mogę podróżować w coraz większym komforcie, przemierzać dystanse na moich czterech kołach, pisać ten tekst, ciesząc się tym, że w pracy freelancera nikogo nie obchodzi, że cały dzień odpoczywałam, by po północy siąść do obowiązków. Widzę dobry wpływ, ale skłamałabym mówiąc, że równocześnie nie dzieje się nic złego.

Autor
Sylwia Błach
Pisarka, programistka, twórczyni internetowa
Zobacz wszystkie wpisy 4
Poprzedni wpis
Czym jest search intent, czyli jak szukają użytkownicy
Spis treści
Spodobał się artykuł?
Udostępnij

    Bądź na bieżąco
    w branży UX/UI i SEO
    Twój e-mail
    Inna perspektywa

    Multisensoryka w cyfrowym designie

    Marta Miedzińska
    Specjalistka ds. badawczych w Łukasiewicz – ITECH
    Inna perspektywa

    Jak Contact Center może wspierać strategię Customer Experience?

    Anna Kłyszko
    Marketing communication specialist
    Inna perspektywa

    Nowe spojrzenie na dostępność stron www – ADA, WCAG i zdrowy rozsądek

    Sylwia Błach
    Pisarka, programistka, twórczyni internetowa
    Inna perspektywa

    Marketing historyczny – co to jest i czy w Polsce prawidłowo go wykorzystujemy?

    Wiktoria Czarnecka
    Ekspert marketingu historycznego
    Inna perspektywa

    Czy technologia wyklucza osoby z niepełnosprawnościami?

    Sylwia Błach
    Pisarka, programistka, twórczyni internetowa
    Inna perspektywa

    Jak Digital Service Act zmienia internet i co to znaczy dla każdego, kto działa w sieci?

    Sylwia Błach
    Pisarka, programistka, twórczyni internetowa
    Inna perspektywa

    Chcesz czy nie – dla AI jesteś tylko daną

    Sylwia Błach
    Pisarka, programistka, twórczyni internetowa
    Inna perspektywa

    Gdzie jest NEMO? Czyli o poszukiwaniu równowagi

    Marta Miedzińska
    Specjalistka ds. badawczych w Łukasiewicz – ITECH
    Inna perspektywa

    Strategie sprzedaży B2B – jak osiągnąć maksymalną skuteczność

    Aleksandra Połetek-Pszonak
    New Business Expert w Deva Group
    Inna perspektywa

    Siła no-code i presetów. Jak gotowe rozwiązania technologiczne zmieniają jednoosobowy biznes?

    Kamila Paradowska
    Content Designer
    Inna perspektywa

    Jak prosty język może pomóc Twojej firmie

    Paulina Lipka
    Projektantka treści
    Inna perspektywa

    Ergonomia chwytu – czyli nieoczywista użyteczność

    Tomasz Szczepański
    Właściciel serwisu: Noś broń!
    Inna perspektywa

    Po co są mapy?

    Agnieszka Rajczak-Kucińska
    TwojeMapy.com
    Poznaj nasze rozwiązania UX/UI/SEO
    Chcesz dotrzeć do nowych użytkowników i zwiększyć konwersję swoich działań?
    Skontaktuj się z nami